„Ale fajnie, znów wycieczka” - powiedział uśmiechnięty uczeń do innego zadowolonego ucznia w autokarze z napisem „Smykała”. I ta euforia była całkiem uzasadniona. Nie musi się człowiek martwić ilością malin nazbieranych przez Balladynę, nie musi troszczyć się o pusty żołądek Andrzeja Radka, rusyfikację, głowić nad wzorami chemicznymi czy matematycznymi - ważne są: pogoda, dobry humor, telefon i chipsy. Młodzież PSP Staniszcze Małe-Spórok wyruszyła w stronę Gór Sowich - wyjątkowo uroczego zakątka Dolnego Śląska. Było to 28.04.2022 r. o godzinie 7:20.
Droga się nie dłużyła. Dzieci dzieliły się żumą do gucia, grały, czytały, bawiły balonem...
Pierwszym etapem wyjazdu stało się nieoczekiwane spotkanie uśmiechniętej Pani Wiesi z kubkiem kawy. Na jednym z podwrocławskich parkingów nasza nieugięta pani od fizyki zażywała kąpieli słonecznej wśród emerytów-wycieczkowiczów. Po krótkiej pogawędce ruszyliśmy dalej.
Etap drugi to „karkołomna” wyprawa do przełęczy Jugowskiej. Niestety, w przedbiegach odpadł jeden uczestnik+opiekun. Wędrówka obfitowała w piękne widoki, rozmowy, świeże powietrze i ciszę. A prowadził nas - w zastępstwie Pana Pluty - Pan Józef Kozioł, który mimo zaawansowanego wieku pokonywał wysokości lepiej od nastolatków. 13 kilometrów w nogach - niektórym pękały żyły.
Później dotarliśmy do Świdnicy, gdzie zauroczył wszystkich Kościół Pokoju - niewiarygodna świątynia zrobiona z drewna, gliny i słomy, która pozostaje niedoścignionym kunsztem barokowych uniesień.
No a później hotel „Sportowy”. Informacja o basenie okazała się plotką. Na podwórzu była tylko wielka kałuża. Za to 150 metrów dalej - trzy boiska. Na jednym z nich po kolacji („fee, taka zupa - moja mama robi rosół!”)na jednym z nich nasza ekipa - podzielona na dwie drużyny - rozegrała zaciekły mecz. Kibiców było trzech, ale jakich... Ole,ole,ole... Emocje po spotkaniu doprowadziły do tego, że jeden z zawodników wybił piłkę za duży płot. Na szczęście przydała się „małpka”, która przyniosła zgubę.
Wieczór hotelowy spokojny. Mała imprezka u Jasminy. Piccolo, pizza i chipsy. Niestety, jeden z wycieczkowiczów się rozchorował. Jego wysoka gorączka nie pozwoliła spać spokojnie Pani Joli, która na pielęgniarstwie zna się jak nikt. Rano odwiedzili nas rodzice. Jednego uczestnika ubyło.
Kolejny dzień, kolejne plany. Po śniadaniu ruszyliśmy w stronę górskich sztolni. Tajemnice Kompleksu „Rzeczka” w Walimiu zostały nam z wielką starannością przedstawione przez przewodnika. Wyobraźnię zwiedzających pobudziły multimedialne dopełnienia. Krzyki, strzały i znicze pamięci, podkreślone muzyką, wpłynęły na odbiór tego wyjątkowego miejsca.
Potem droga na Wielką Sowę. Bez naszych chorych+opiekun, oczywiście. Pod górę, z góry. Pod, z, z i pod. Pot na podkoszulkach pojawiał się równie często. Przed oczami obrazy w dobrej rozdzielczości. „No, robi wrażenie, no naprawdę robi wrażenie” - podkreślał Patryk, szczególnie na wielkiej polanie. Ktoś tam nawet znalazł „bociana”. Ktoś bawił się w turlanie po polanie. Ktoś zbierał kamienie.
W nogach 7,5 kilometra. Było warto.
Ostatni etap - twierdza pruska w Srebrnej Górze. Dotarło tu tylko 30-stu z naszych (reszta - lazaret). Mogliśmy tu poznać realia dawnych koszar. Zetknąć się z historią i jej absurdami. Przedstawiał je z iście aktorskim zacięciem pruski artylerzysta. Jego zapał pomógł nam przetrwać ziąb twierdzy. Dowiedzieliśmy się tu, że z sierżantem się nie dyskutowało (podobnie jak z nauczycielem), bo skutki mogły okazać się opłakane. Huk wystrzału z karabinu zagłuszył westchnienia opiekunów, tęskniących za taką dyscypliną. Tu też zabłysnął nasz szkolny historyk, zaskakując pana przewodnika. Otrzymał nawet nagrodę i uznanie wszystkich.
No i powrót. Wymęczeni trafiliśmy do nyskiego „Majka”, gdzie towarzystwo się ożywiło i odżywiło. Wszyscy pozbyli się resztek talarów, grajcarów, pfenigów i groszy.
Było szaro, gdy dotarliśmy do Staniszcz, ale uśmiechy oczekujących rodziców sprawiły, że nadchodzącej nocy nie sposób było zauważyć. Wycieczka udana. Czas na majówkę. A później na wzmożone lekcje wf-u, coś nie tak z tą kondycją młodych!
Jerzy Kaufmann
PS Pozostało jedno pytanie: „Gdzie podział się Dziub Dziub?”.